25.12.2012r

Połączyłam w sobie wszystkie mantry i wygasło we mnie światło waszych światów. W bezlitosnym skowycie przedśmiertnego winowajcy, w bezładzie, w mimowoli, próbowałam wśród was trwać. W bezlitości, w roztargnieniu, w kałamarzu Twoich warg. W bezustanku, w bezradności, przekrzyczałam siebie samą. W mojej marze, w Twoim śnie. W moim krzyku, w bezradności. Wszeteczeństwo wszędobylskie. W pierwiosnkach, w bezradności. Przestałeś mnie widzieć, przestałeś mnie słyszeć i wszystko po to, bym przestała się bać? Wspomnienia wszystkie moje, które tak bardzo chciałbyś wystraszyć. Wszystkie wspomnienia moje, przewszystkie, właśnie dla Twojego bezpieczeństwa i przede wszystkim dla Twoich bezwartościowych pobudek bezlitosnych. I dla Twojego ludu bezbożnego, bezlitosnego w Twojej właśnie ślepocie. Krztusisz się swoją bezwarunkową słabością. Pomimo mojego strachu, Ty w swoim bezwstydzie trwasz wciąż i wciąż ponaglając o rychłe wybawienie dla Twojego wszeteczeństwa. Każdorazowy, wygodny bardzo upadek, wywyższa przecież Twoje mniemanie. Bezwiednie, mimowolnie. Proszę, przestań mi się wciąż spowiadać. Przecież naród jest tak bardzo głupi. Wywyższy cię więc według Twojej ślepoty. Wywyższą Cię Twoją prawdziwością. Promuj mnie więc proszę, promuj mnie. Przecież wywyższą ciebie wkrótce za marną Twoją głupotę.